Strony

sobota, 4 marca 2017

W poszukiwaniu wiosny - Rysianka



W końcu doczekaliśmy się pięknego weekendu. Ulice zasypała fala rowerzystów, biegaczy, dzieciaków na boiskach. Z mężem postanowiliśmy też aktywnie spędzić sobotę. Właśnie wróciliśmy z pierwszej wyprawy górskiej w tym roku i o tym będzie mój dzisiejszy post. Naszym podbojem nie były jeszcze Rysy, a tylko Rysianka...



Kierunek jaki obraliśmy to Beskid Żywiecki. Śnieg jeszcze zalega w partiach gór dlatego wybrana trasa liczyła tylko 12 km i nie należała do trudnych. Wyprawę zaczęliśmy od Żabnicy Skałki gdzie zostawiliśmy samochód i udaliśmy się w promieniach słońca zielonym szlakiem na podbój Rysianki. Nie będzie to jednak jej całkowity szczyt bo jest on zalesiony i o tej porze trudniej dostępny. Poniżej mapka z bliska zielonego szlaku i rzut na Beskidy. 





Na początku trasy mijaliśmy urokliwą wioskę. Większość domków była letniskowa. Ten pierwszy, który jest na zdjęciu ponoć należy do rzeźbiarza. Co zresztą chyba widać :) 




Szum strumyków rozbrzmiewał tuż u podnóża góry. Topniejące śniegi dodawały im wartkości. Woda jest lodowata, ale zapowiada nadchodzącą wiosnę. 






Mimo śniegu, który widać za moimi plecami było bardzo ciepło. Tylko na halach i szczycie trzeba było zapiąć się po samą szyję. 


Znaki poniżej zapowiadają piękne widoki. My podążaliśmy ZIELONYM




Drzewa niestety nie są tak okazałe jak wiosną, ale dodam, że już widziałam pierwsze bazie na gałęziach:)

Trasa biegła raz śniegiem raz błotem. Nie było lekko, ale towarzystwo słońca nas motywowało. 



Jak to w górach zwykle bywa im wyżej tym piękniej. Zbliżaliśmy się powoli do hal gdzie podziwiać można cudowną panoramę gór...



Śnieg na wierzchołkach wygląda niesamowicie!

Dotarliśmy do hal. Rozkoszowaliśmy się tu chwilę słońcem i ciszą.



Aż chce się żyć!!! Uwielbiam takie wyprawy:)


Dochodzimy do Hali Rysianki.


Jesteśmy:) Zatrzymaliśmy się na moment w Schronisku. Wpałaszowaliśmy kanapki i niecałe 20 min później ruszyliśmy w dół uciekając przed tłumem, który tam zastaliśmy.




Droga powrotna była zdecydowanie szybsza. Wbrew pozorom dla mnie udeptany i miękki śnieg jest zdecydowanie lepszym podłożem niż kamienie. 

Odgłos topniejącego śniegu, ściekającego ze skarp to zdecydowana oznaka wiosny. Trzeba tylko uważać aby nie wpaść do licznych dziur wyrzeźbionych przez wodę. Labirynty strumyków chowają się pod śniegiem. 


Kolory fragmentami przypominają jesień. Ale jest to zdradliwe:)

Na ostatnim odcinku naszej trasy 2 razy upadłam na pupę. Za pierwszym razem w błoto, za drugim w wodę. Sama jestem sobie winna bo biegłam. Mój mąż krzyczał tylko za mną "wolniej, wolniej" a ja się śmiałam jak wariatka biegnąc dalej :) Po drugie moje buty nie były odpowiednie na te śniegi. Mimo, że nie przemokły to jednak po lodzie było ciężko się poruszać, a ostatni fragment szlaku był skorupą z lodu. Na następny sezon lepiej się przygotuje, ale teraz w głowie mam wiosenno-letnie wyprawy bo zimy mam już dość! 




6 komentarzy:

  1. Za takie widoki i to czyste powietrze dała bym się pokroić! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też :)
      Latem będę musiała się wybrać w góry :)

      Usuń
  2. jak świetnie! jestem zakochana w górach i takich widokach, więc wyobraź sobie, co przeżywam będąc w pracy i oglądając te zdjęcia :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Przepiękne widoki, to musiała być przyjemnie spędzona sobota :)

    -------------------------
    http://fashionelja.pl

    OdpowiedzUsuń
  4. kurcze,piękna trasa pełna wielu pięknych widoków. Jak dla mnie idealnie spędzony czas dzięki takiej wędrówce ;)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za pozostawienie komentarza na moim blogu. Z pewnością odwzajemnię się wizytą na Twojej blogosferze :)