Strony

niedziela, 25 września 2016

I Love Poland - Barania Góra



Kolejny aktywny weekend za nami. Dziś zrobiliśmy z narzeczonym około 25 kilometrów pieszo. Niedziele spędziliśmy w Beskidach Śląskich. Naszym celem była Barania Góra. Ostatnio zdobyliśmy jej niedaleką sąsiadkę czyli Babią Górę. 
Niemal cała wyprawa przebiegała spokojnie. Jednak przy zejściu ze szczytu miałam wrażenie, że ktoś nas śledzi.... Zapraszam na fotorelację z wyprawy. 

Wycieczkę rozpoczęliśmy z Węgierskiej Górki. Udaliśmy się na szlak czerwony i wędrowaliśmy nim aż do samego szczytu Baraniej Góry. 




Oczywiście na mostku mnóstwo kłódek:)


Pogoda była wyśmienita!
Na początku trasy witały nas znaki zwane "przystankami" na których znajdowały się mapy szlaków i charakterystyka fauny i flory tej części Beskidów.



Ścieżkę na początku drogi otaczał wspaniały las.



 Trochę dalej napotkaliśmy już ostatnie domostwa w drodze na szczyt.



Jak zawsze nasycałam oczy chłodną i soczystą zielenią lasów, która mnie zachwyca! Mchy dopieszczają wygląd i tak już pięknych drzew.




Im wyżej tym mniej lasu. Robi się też chłodniej. Idąc wśród kosodrzewiny uważamy na maleńkie żuczki. Jednego musiałam "ratować" biedak przewrócił się na grzbiet i nie mógł się odwrócić:)


Pojawiają się coraz to piękniejsze widoki. Widać już jesienne barwy, które tworzą bajeczne krajobrazy. 




Następnie mijamy rozległe hale.


Potem robi się coraz bardziej stromo. Trzeba uważać na nogi. Spore fragmenty ścieżek na tym odcinku są podmokłe. Nie dość, że stromo to jeszcze ślisko. Ale nie ma czasu na marudzenie, na górę trzeba wejść!


Jesienne kolory na wyższych partiach gór. Nie można obok nich przejść obojętnie.





Czas na przerwę:)

Wejście na Baranią Górę było urozmaicone krajobrazowo. Natknęliśmy się na przykład na wielkie skały, których wcześniej nie było.


Już prawie na szczycie:)





I oto dotarliśmy na szczyt Baraniej Góry. Odpoczęliśmy tu trochę, zjedliśmy kanapki i podziwialiśmy panoramę. 




Droga powrotna ze szczytu rozpoczęła się wzdłuż szlaku czarnego. Później przeszliśmy na szlak zielony.


Ludzi na tym szlaku spotykaliśmy niewielu. Może z trzech, czterech...Zaczęłam marudzić mojemu narzeczonemu, że tu jest dziwnie spokojnie....





I ciągle mu mówię.... "za spokojnie tu Kochanie"..... przyśpieszam mimo, że stromo, a on się śmieje....


I ciągle marudzę... "no wiesz tu jest tak cicho...mam wrażenie jakby zza drzew ktoś nas obserwował...."

Widoki są cudowne! Ale żadnych ludzi....! Tak cicho... "nie podoba mi się to" mówię po raz setny do mojego narzeczonego....

I jest miałam rację! W końcu odkryłam powód tej zgubnej ciszy i dziwnego niepokoju! Ten znak poniżej sprawił, że moje tempo marszu stało się zawrotne! Mój narzeczony nie mógł mnie dogonić.... ale ja nie zwolnię! Dopóty nie zobaczę jakiś domostw!

 Nawet zdjęcie jest rozmazane bo zrobiłam go w pośpiechu ze strachu!


Po sporym odcinku ucieczki przed niedźwiedziem pojawiają się pierwsze domostwa! Nareszcie mogę zwolnić:) W życiu się tak nie bałam! Zbliżamy się do końca wycieczki.


Zaczyna robić się ciemno. Zachód słońca wygląda oszałamiająco.



Jesteśmy zmęczeni i głodni. Moje zawrotne tempo gdy uciekaliśmy przed niedźwiedziem którego i tak nie widzieliśmy wycisnęło z nas resztki sił:) Ale było warto. Barania Góra to miejsce gdzie czuć dzikość. Różnorodne widoki z pewnością nie znużą turystów.....

4 komentarze:

Dziękuję za pozostawienie komentarza na moim blogu. Z pewnością odwzajemnię się wizytą na Twojej blogosferze :)